Pogoda dopisała, nie pozostało nic innego jak tylko wdrapać się na stromą górkę, której zbocza były pokryte luźnymi fragmentami kamieni z jakiegoś górniczego wyrobiska. W pewnym momencie pojawiło się wypłaszczenie terenu, które jak się miało za chwilę okazać, skrywało dziurę idącą w głąb ziemi. Swym wyglądem przypominała (nadal używaną) norę jakiegoś borsuka 🙂 Wnętrze zapadało się pod dosyć stromym kątem, a wypełnione liśćmi stało się istną zjeżdżalnią, którą kilka minut wcześniej zjechał Filip.
Po przygotowaniu sprzętu przyszła kolej na mnie, coby nie zbierać na głowę sieciarzy jaskiniowych, a wiec tych stworzeń
www.wikipedia.pl
Poruszanie się w wąskiej szczelinie było dosyć powolne.
Dopiero trochę dalej sytuacja uległa poprawie. Poza pajęczakami, częstymi mieszkańcami wyrobisk podziemnych są zimujące szczerbówki ksieni, których nie zabrakło i tutaj.
Zwieńczeniem ciągnącego się przez kilka metrów odcinka wejściowego jest szybik prowadzący do właściwych fragmentów wyrobiska.
Tuż po zejściu na wprost siebie mamy metrową wnękę, która zdaje się być zaczętym chodnikiem. Chodników na szczęście nie brakuje, bo tak prawdę mówiąc idą one w każdym kierunku, zostaje tylko kwestia ich długości 🙂
Większość ma dosyć nietypowy, bo regularny kształt…
Niewątpliwym atutem obiektu są ślady ręcznego urabiania skały za pomocą żelazka i perlika i to właśnie dzięki tej technice, sztolnia przyjęła swój jajkowaty kształt. Żelazko i perlik, to dwa narzędzia które widnieją min na herbie górniczym. Są to jedne z najstarszych narzędzi za pomocą których drążono chodniki. Perlik to młotek, natomiast żelazko coś w rodzaju klina, do którego w późniejszym czasie zaczęto dorabiać rączki.
Żelazko górnicze
A czego szukano? Trudno mi cokolwiek na ten temat powiedzieć, ale prócz ziemistych kolorów czasami mogliśmy natrafić na skupiska czegoś takiego.
W dalszych partiach, zaczęły pojawiać się otwory strzałowe.
A sztolnia zatracać swój jajkowaty kształt. Świadczy to tylko o tym, że sztolnia była kuta dalej już za pomocą innych technik górniczych, a więc w innych czasach, bardziej współczesnych.
Ciekawym fragmentem w jednej z odnóg jest spora halka na końcu której można znaleźć ciekawe fanty.
Gliniana masa spływa do środka odcinając dalsze partie wyrobiska. Być może znaleziona na miejscu łopata i…. sanki służyły do sprawdzenia co kryje się w dalszych partiach kopalni? Ktoś jednak prace porzucił.
Sztolenka może nie jest długa i bogata, ale fakt, że możemy w niej dosłownie dotknąć historii nadaje temu miejscu specyficzny klimat i na pewno warto ją było odwiedzić. Mieliśmy namiar na drugi obiekt, jednak ogromna masa liści zasypała jedyne wejście do obiektu, a mianowicie szyb. Na koniec zapraszam was na krótki film z obiektu 🙂
Pamiętacie zdjęcie które wrzuciłem jakiś czas temu na Facebooka?
Przedstawiało ono moją osobę siedzącą na korku pewnego szybu. Z pewnych powodów akcja musiała zostać odwołana, jednak po kilku tygodniach siły natury nas nieco wsparły i przystąpiliśmy do akcji w której udział wzięły 4 osoby. Akcja co prawda skończyła się znacznie szybciej niż przypuszczaliśmy, ale z uwagi na ciekawy charakter obiektu, postanowiłem mu poświecić ten wpis.
Co prawda szybik posiadał do pewnej części łańcuchową drabinkę, ale biorąc pod uwagę głębokość szybu zabezpieczyliśmy się linami. Po wpięciu się w sznurki, zaczęliśmy powoli zjeżdżać w dół trzymając w ręce benzynową lampę wskaźnikową.
Po pokonaniu kilkunastu metrów, błoto zalegające na ścianach szybu zaczęło spływać na dno, co jak się później okazało miało poważne konsekwencje 🙂
Rolka zjazdowa ledwo co „mieliła” linę, która była cała ubłocona. Po dotarciu na dno szybu w błocie zauważyłem… padalca 😀 Stwierdziłem, że nie jest to jego środowisko naturalne i postanowiłem go uratować. Trafił do plecaka 🙂 Po kilku metrach naszym oczom ukazały się fragmenty stalowej obudowy, która spadła z wyższych partii szybu.
Dalsza część wyrobiska nie była już tak stroma, zalegało tylko pełno betonowych fragmentów obudowy i cegieł.
Po przejściu kilkunastu metrów dotarliśmy do sporej komory, na ociosach której mogliśmy dojrzeć węgiel.
Komora nie sprawiała wrażenia miejsca bezpiecznego, wilgotny piaskowiec dało się kruszyć w rękach. Na spągu znaleźliśmy rurki wskaźnikowe informujące o stężeniu CO2 w atmosferze kopalnianej. Wiemy, że należą one do poprzedniej grupy i jak się okazuje na wszystkich skończyła się skala! zaś sama grupa eksplorowała obiekt w aparatach powietrznych. Nasza lampa wskaźnikowa nie wykryła żadnych niepokojących zmian, więc przystąpiłem do zrobienia kilku bajeranckich zdjęć, np takich 😉
Na dole zostałem z Filipem sam, reszta ekipy siedziała już na powierzchni. Postanowiliśmy wrócić z uwagi na to, że dalsze partie kopalni uległy zawaleniu. Jednak zruszone na początku błoto po kilkudziesięciu minutach zaczęło spływać z górnych części szybu, gdzie z obudowy przesiąkała woda i pojawił się problem. Półka skalna, która pozbawiona była drabinki zrobiła się błotnista uniemożliwiając wejście, zaś przyrząd zaciskowy miał problemy z przesuwaniem się po linie z uwagi na zablokowanie mechanizmów przez błoto wymieszane z piachem. Po dosyć długiej batalii z grawitacją udało mi się wejść na półkę, jednak po kilku sekundach zjechałem i kto wie, jak by się to skończyło, gdybym nie był wpięty w przyrząd zaciskowy. Tak, czy inaczej w końcu udało się nam wyjść.
Czy jestem zadowolony z akcji? No pewnie w końcu uratowałem padalca 🙂
A tak już całkiem na poważnie: Myślałem, że obiekt będzie dłuższy, a do odwrotu zmusi nas tylko gasnący płomień lampy wskaźnikowej. Tak, czy inaczej warto było i z tego miejsca dziękuję chłopakom za udaną akcję 🙂
Wybaczcie, ale znudziło mi się już pisanie „Schron w Wałbrzychu „Kolejny schron w Wałbrzychu” etc. Okazuje się bowiem, że prócz obiektów ogólnie znanych, oraz tych zaznaczonych gdzieś na mapach, ale niedostępnych (kłódki, spawy itp) w tym mieście są zbiorowe środki ochrony cywilnej, których zdjęć nie ma w sieci, nie ma ich na mapach, oraz przekazach słownych. I do takiego właśnie miejsca wczoraj zawitaliśmy! 🙂
Wejście prowadziło przez głęboką na ok 3m studzienkę z metalową drabinką. Następnie niski, mierzący ok 1,6m korytarz prowadził nas krętą drogą do głównych drzwi wejściowych w standardzie przeciw-wybuchowym. Drzwi szczelnie zamknięte, dawno nie otwierane 🙂
Odsunięcie sprawnych zasuw niestety nie doprowadziło do otwarcia wrót. Obawialiśmy się kłódki z zewnętrznej strony, lub co gorsza spawów. W takiej sytuacji musielibyśmy odpuścić. Po krótkiej szarpaninie okazało się, że kłódki, ani innych przeszkód nie ma. Drzwi po prostu opadły i zaczęły szorować o podłogę. A waga tych drzwi to ok 150kg! Co się może za nimi kryć?
Zaraz po pokonaniu pierwszych drzwi, zauważyć można było kable, oraz elementy oświetlenia.Tuż za pierwszymi „pancerniakami” były kolejne drzwi, równie niskie co te pierwsze. To prawdopodobnie drzwi OH-2
I tu po pokonaniu drugiej pary drzwi z naszych ust można było usłyszeń różne wersje wulgaryzmów, określających zadowolenie i zdziwienie 😉 Albowiem w schronie znajdowała się kompletna maszyna filtrowentylacyjna!
Podobno filtry zdatne do użytku w tym urządzeniu są nadal produkowane. Wierzcie mi, rzadko natrafia się na schron z takim wyposażeniem, zostawiony na pastwę losu.
Urządzenie zasilane było przez silnik elektryczny, lub w przypadku przerwania dostaw prądu, siłą ludzkich mięśni. Powietrze pobierane było z zewnątrz i tłoczone do filtrów, następnie już oczyszczone rozprowadzane było po całym obiekcie
Miejsce na zbiornik wyrównawczy wody.
Na ziemi walała się cała masa fantów, maski p.gaz typu MC-1, MUA SzM-41M, czyli popularny „Słoń” oraz osprzęt do nich, czyli filtry, torby transportowe, oraz ubrania dla pracowników OC.
Bandaże i sterta dokumentacji w tym również ta określona jako poufna.
Maska „Słoń” wraz z zasobnikiem.
W okrągłych pudełeczkach znajdowały się cienkie papierki. Zaś instrukcja nakazywała na nie dmuchać. Papierki wskaźnikowe?
Telefon łącznościowy? PS: W schronie nie było problemów z zasięgiem sieci komórkowych.
Zawartość jednej z szaf
Filtr do maski MC-1. W tych filtrach stosowano azbest, więc nie polecam ich używania np. do rekonstrukcji 🙂Bardzo dużo różnych części samochodowych. Schron został wykorzystany jako składowisko.
Rury do masek „słoń” łączące filtr i maskę.Kaski
Wywietrznik. Niby nic, ale to dzięki nim schron może funkcjonować. Przecież wtłaczając ciągle oczyszczone powietrze, zużywamy je i nadmiar, oraz CO2 musi znaleźć ujście. Zużyte powietrze przecież nie znika 🙂 Tylko jak to zrobić? Zwykła rura prowadząca na zewnątrz? Byle wiatr i skażone powietrze/ woda dostaje się do środka… i tu jest patent. Albowiem śluza otwiera się tylko i wyłącznie wtedy, gdy ciśnienie wewnątrz schronu jest ściśle określone. Przez co drzwiczki otwierają się tylko na pewien moment i niejako „sprężone” powietrze wylatuje z dużym impetem nie pozwalając tym samym wlecieć niczemu do środka 🙂
Skrzynia z opaskami na ramię. Na opaskach napisane były funkcje poszczególnych osób. Ale to nie jedyne pomieszczenie w schronie 🙂 Tuż za zwykłymi drzwiami czeka na nas toaleta.
Czy w schronie był lekarz? Tego nie wiem. Być może tabliczka nie pochodzi ze schronu
Kilka metrów dalej przejścia bronią sporych rozmiarów drzwi schronowe. Na moje oko 190cm wysokości i waga oscylująca w granicach 250-300kg. Na szczęście można je otworzyć. Drzwi otwierają się płynnie, zasuwy sprawne. Oznak rdzy, czy wilgoci brak! Ten schron, to na prawdę wielkie znalezisko.
Sytuacja analogiczna jak w przypadku pierwszych drzwi wejściowych, tj. Drzwi, metrowa wolna przestrzeń i znowu drzwi.
A tuż za nimi… długi korytarz i kilka pokoi 🙂
Największa z halSpore pomieszczenie. Sanitarka?
A jednak schron 🙂 Biorąc pod uwagę „graty” na początku przypuszczaliśmy, że trafiliśmy do magazynu OC, była też opcja, którą zasugerował Sebastian, że fanty pochodzą od szkół, które pozbyły się „pomocy” szkolnych. Pomijam w tym momencie fakt, że nasze PO w szkołach kuleje. I nie mam tu na myśli nauczycieli, tylko podręczniki w których do niedawna mogliśmy zobaczyć instrukcje obsługi masek, które nie są produkowane od ok 15lat. Pomijam również to, że gwinty w tych maskach są w standardzie tzw. Układu Warszawskiego i nowe filtry są niekompatybilne ze starymi modelami.
Jednak urządzenie filtrowentylacyjne, drzwi przeciwwybuchowe, kilka pomieszczeń w tym toalety,utwierdziło nas w przekonaniu, że mamy do czynienia jednak ze schronem.
PODSUMOWANIE: Schron jest jak na dzisiejsze warunki i inne schrony rozsiane po całej Polsce w bardzo dobrym stanie. Drzwi są sprawne, mechanizmy nie zatarte, nadmuch filtrowentylacji pracuje po kręceniu korbą. W schronie nie było graffiti, czy śladów po libacjach alkoholowych. Brak wilgoci i zapachu stęchlizny. Biorąc pod uwagę te fakty, oraz problem z otworzeniem drzwi stawiam na to, że do schronu jako eksploratorzy zawitaliśmy jako pierwsi, co nas niezmiernie cieszy 🙂
Uprzedzając zapytania od razu mówię, że lokalizacji NIE zdradzam. Niech ten wpis będzie moją wizytówką. W końcu każdy bloger chce zaprezentować swoim czytelnikom coś, czego nie ma na innych stronach 🙂
Jako uzupełnienie tej fotorelacji, chciałbym zaprosić was również na film 🙂
Jednocześnie przypominam, że WyprawyLEONA znajdziecie również na YouTube, bo ostatnimi czasy staram się swoje wypady również filmować.
PS: W drodze do domu postanowiliśmy sprawdzić przekaz ustny odnośnie lokalizacji kolejnego schronu i…. potwierdzamy jego istnienie 😉
Witajcie 🙂 W sumie nad całym filmem pracowałem ok 15h. Często wiązało się to z tym, że musiałem wracać na miejsce akcji i dogrywać jakieś sceny, bo po powrocie do domu okazywało się, że coś jest nie tak. No, ale film skończyłem, więc będę się mógł teraz na spokojnie zająć fotorelacjami. Nie ukrywam, że nie ustrzegłem się błędów, aczkolwiek efekty typu slow motion i desynchronizacja dźwięku są niezależne ode mnie. Po prostu aparat płata mi coraz większe figle. Zdjęcia pochodzą z: http://dolny-slask.org.pl/ Zapraszam.