W końcu, po jakichś 3 latach udaje mu się pojechać w niedostępne od wielu lat miejsce i robi rozmazane zdjęcia. Kto taki? Leon.
Leon nie zauważył, że ma kurz wewnątrz obiektywu.
Muszę tam wrócić… to jedyne co teraz biorę pod uwagę. Ale zanim do tego dojdzie pochwalę się tym co udało mi się odzyskać.
Miejsce akcji? Niech na razie pozostanie tajemnicą.
Na miejscu zjawiłem się przed 11 wraz z Mietkiem, a w umówionej lokalizacji czekał już Marcin. Wolnym krokiem zaczęliśmy zmierzać do jednego z wejść do kompleksu i okazuje się, że mamy farta. Wchodzimy.
Idąc wysokim i zabezpieczonym obudową górniczą chodnikiem, docieramy do skrzyżowania i stacji pomp, które na bieżąco usuwają wodę, gdy tylko jej poziom zbliży się do określonego punktu (pompy uruchamiają się automatycznie) Gdy tam dotarliśmy było w miarę sucho.
Jak się później okaże, po zaledwie 2 godzinach wody znacznie przybyło i gdybyśmy poczekali dłużej, pompy zaczęły by odprowadzać wodę z nieczynnego wyrobiska.
(tam gdzie stoi Mietek, pod koniec eksploracji wody było już ok 10cm.
Stacja pomp.
Korytarze szerokie i przestronne.
Jedna z wielu sztolni upadowych, którymi miała spływać woda z górnego zbiornika do dolnego. Jaka woda zapytacie, za moment wytłumaczę.
Na/stropie pozostałości lamp, kabli, rur itp. Jest tego mnóstwo.
Upadowych jest znacznie więcej, wszystkie na ten moment są zasypane na powierzchni, no prawie wszystkie 😉
Elektrownia szczytowo-pompowa to taki ciekawy twór produkujący energię, którego zasada działania jest bardzo prosta. Na wzniesienie/górze budujemy ogromny zbiornik i w razie nagłego, zwiększonego zapotrzebowania na prąd spuszczamy wodę kanałami do zespołu turbogeneratorów, ruch wody porusza łopatkami zespołu i w domu świecą się żarówki, ALE przecież woda w zbiorniku się w końcu skończy. Wtedy trzeba za pomocą wysokowydajnych pomp dostarczyć wodę z dołu z powrotem do zbiornika na górze i tutaj pojawia się pewna nielogiczna sytuacja, bo do wpompowania wody na górę potrzeba więcej energii, niż jej dostajemy podczas spływu w dół. Na szczęście np. w godzinach nocnych, elektrownie produkują nadwyżki, których nikt nie wykorzysta, dlatego zbiorniki napełnia się wodą właśnie w momentach występowania nadwyżek.
Wrota, większość chodników jest tak duża, że mogą nią jeździć samochody ciężarowe. I jeżdżą, na spągu widać było ślady kół.
Na ociosach i stropie są ślady po odwiertach z których sączy się różnoraka maź.
Wolnym krokiem poruszamy się naprzód, tzn. ja się posuwam.
Radziecki ciśnieniomierz?
Wspólne zdjęcie na koniec
Eksploracja wszystkich chodników z wyłączeniem zasypanych upadowych zajęła nam ok 2h wliczając w to fotografowanie. Gdybyśmy chcieli obiekt zwiedzić bez fotek, na spokojnie, to zajęło by nam to ok 50min.
W zasadzie różnorakość chodników i miejsc pokazałem na powyższych zdjęciach i tak naprawdę chyba nie potrzeba niczego więcej, aczkolwiek jakościowo fotki są słabe i mam tego pełną świadomość.
Udało się wejść i jestem zadowolony, chociaż… spodziewałem się, że miejscówka będzie o wiele bardziej rozbudowana. Moim zdaniem pokonaliśmy ok 1,5km wyrobiska i chyba nie ma co się czepiać. Rzadko zdarzają się w Polsce obiekty nie stricte górnicze o podobnej kubaturze
Leon.
Fajny klimat. Aż przypomniały mi się sztolnie w Wałbrzychu które w tym roku eksplorowaliśmy. Zdjęcia nie wyszły, aż takie złe.
Pozdrawiam.