Miał być film z Kowar, miał być szyb na Miedziance, a z rękawa na koniec miał wyskoczyć niezły as, który zaskoczył by sporą część eksploratorów, a wyszło jak zwykle, czyli część prac została zawieszona na ok miesiąc (tyle sobie daję na uporządkowanie trzech na wpół gotowych wpisów)
Choć kluczowa akcja została odwołana z powodu braków sprzętowych, to na szczęście weekendu nie musiałem spędzać przed telewizorem, ponieważ zostałem zaproszony do kopalni magnezytu w Grochowie, która została oznaczona jako „Grochów I” i w latach 50tych wydobywała magnezyt.
Magnezyt to minerał, który swym wyglądem czasami przypomina śnieżnobiały gips, a wykorzystywany jest min w przemyśle cementowym, budownictwie, oraz do produkcji niektórych nawozów, a wygląda on tak:
Na miejsce dotarliśmy ok 17, jednak na eksplorację przyszło nam poczekać jeszcze 2godziny, długo nie zwlekając rozpaliliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbaski w strugach co chwile padającego deszczu, czas mijał jednak szybko.
Wejście do obiektu prowadzi przez stromy upad, zaś do samej sztolni prowadzi wąwóz którym do sztolni ścieka woda, nie dziwi mnie więc fakt, że sztolnia ta dostępna jest tylko raz na jakiś czas. Ponoć obecnie jest ona sucha od kilkunastu lat! Wcześniej dostępne były tylko niektóre partie, inne zaś
Upad jest naprawdę stromy, a sprawy nie ułatwia sam minerał, który w formie sproszkowanej jest bardzo śliski. To tak jakbyście schodzili w dół po piasku.
W sumie można by to zrobić w sposób najprostszy i zjechać tam na butach, sam bym pewnie tak zrobił, ale nie było by to najmądrzejsze posunięcie, bowiem na samym dole pochylni, jest 2metrowy „szybik”
Tak, spadlibyśmy z tego podestu na miejsce w którym stoję….
Obładowany sprzętem jakoś udaje mi się zejść, już nieco mniejszym upadem schodzimy dalej w dół. Część stropu już się odspoiła, magnezyt jest dosyć miękkim minerałem.
Czekam na swoją kolej, bo poniżej jest kolejne „nietypowe” zejście i żeby nie sypać kamieniami na kolegów pozostaje czekać.
Kolejny szybik z wystającymi rurami doprowadzającymi sprężone powietrze do urządzeń górniczych.
I tym razem muszę kombinować, bo ciężki plecak spycha mnie tam w dół, a nie wiem czego się spodziewać, rura chybocze się na boki, nie mam pewności, że mogę na niej polegać 🙂
Tym razem wchodzimy pod upad, czyli na wprost.
Wystarczy przecisnąć się przez zacisk i już jesteśmy na właściwym poziomie.
Tutaj chodnik się rozwidla, idziemy w lewą odnogę
Na zdjęciu powyżej widać ułożone deski, a pod nimi deski pokryte błotem, gdy świeciliśmy na dół pomiędzy nimi , mieliśmy wrażenie jakby skrywały niższy, aczkolwiek zasypany poziom.
Po lewej stronie można było zauważyć coś co nam przypominało gong i być może nim było, bowiem znowu musimy udać się upadową na górę na której są pozostałości jeszcze nie wyciętych szyn, a wiec poruszały się tędy wagoniki.
Jednak ingerencja ludzi po zamknięciu kopalni nie skończyła się tylko na wrzucaniu tu śmieci, ponoć okoliczni mieszkańcy wynosili stąd znaczne ilości „złomu” szyn, wagoników kopalnianych i wszystkiego innego, co można by było sprzedać na złomie.
Idę najpierw na górę, pod moimi nogami biegnie pod kątem korytarz, który miałem na początku skrzyżowania po prawej stronie.
Drewno jest na szczęście w bardzo dobrym stanie i nie ma obaw, że któraś belka strzeli pod naszymi nogami.
Sztolnia mieni się rożnymi kolorami, niestety nie potrafię nazwać mineralizacji, które napotykam. Flesz aparatu wypala kolory nacieków i minerałów 🙂
Na końcu pochylni pojawia się ponownie korytarz. Co najlepsze, wszystkie są na tyle przestronne, że mogę iść wyprostowany 😉
Drugi wyższy poziom, tylko jak się tam dostać?
Idę plątaniną korytarzy, by w końcu dojść do kolejnego skrzyżowania na którym ktoś zostawił mapkę
Niektóre chodniki od razu kończą się przodkiem, inne zaś mają kilkanaście metrów.
Czemu sztolnia „Apteka”? Zrozumiałem to, gdy w jednym miejscu zauważyłem całą masę butelek, buteleczek i resztek po lekach. W tym też miejscu jest przecisk do dalszych partii. Jakiś czas temu wejście do Grochów I prowadziło poprzez szyb i tym też szybem leki zostały wrzucone do środka.
Nie ukrywam, że ze względu na minerał, który występuje w tutejszych skałach, obiekt nie należy do zbyt stabilnych. To też proszę o rozwagę przy eksploracji. Pod względem możliwości zawalenia się chodnika, to mój nr 2 spośród odwiedzionych do tej pory przeze mnie obiektów.
Za zaciskiem są jeszcze 2 odnogi
Trafiły się też nietoperze, rodzinki nie męczyłem, zrobiłem tylko jedną fotkę singla 🙂
Duża stalowa płyta i resztki druta strzałowego.
Tutaj pojawia się problem z dużą wilgocią, bo obiektyw zaparował, a nawet po wytarciu mokra powierzchnia sprawia, że aparat nie łapie ostrości i fotki po obejrzeniu na komputerze poszły do kosza. Zapytałem kolegę o możliwość udostępnienia zdjęć z tych partii, ale niestety również on walczył z tym problemem. Pozostały 2 fotki.
Marcina, oraz moja.
Na szczęście, ta odnoga nie była specjalnie długa, więc wiele nie straciliście 🙂 Nie pozostało nic innego, jak tylko wyjść na górę, pokonać 2 dosyć wysokie progi i nie zjechać przy tym na dół.
Dziękuję całej ekipie za wspólny wypad 🙂
Do kolejnego!
LEON
Dzięki za relacje, zawsze miłe mi sie tu zagląda do ciebie, powodzenie w kolejnych.