Archiwum kategorii: Kopalnie

Wyprawa do Concordii

Data: 17 Sierpnia 2012
Godzina:13:15
Temperatura: Odczuwalna ok 16C
Koordynaty: 50° 47′ 14.93″, 16° 6′ 12.06″


Jeżeli ktoś przeczytał choćby 2 moje tematy, to wie, że planowanie wypraw nigdy mi się jeszcze nie udało. Wczoraj założyłem, że dzisiejszy dzień spędzę na eksploracji sztolni wodnej w Starym Lesieńcu. No, ale tak się złożyło, że namierzyłem obiekt znajdujący się stosunkowo blisko Witkowa, a mianowicie Pole kopalniane Concordia, należące do AG Schlesische Kohlen und Cokswerke  Gottesberg.

Przebrałem się, spakowałem, no i w drogę.
Choć nie mam cielesnego kompana, to w każdej wyprawie towarzyszy mi niezastąpiony Krzysiek…. na którego czasami bardzo krzyczę. Kim jest Krzysiek? Głosem mojej nawigacji.

Pole Concordia znajduje się na górze dzielącej Witków i Borówno, góra ta zwie się Chojniak (pierwsze słyszę)

 

Jeżeli człowiek wciągnie się w tematy dawnych sztolni, kopalni, jaskiń, to w sposób całkowicie inny postrzega otaczający go krajobraz no i całkiem inaczej spaceruje po lesie.

Co do postrzegania krajobrazu:

 

 

Obok tych kamieni przechodziłem dziesiątki razy, ale gdy ma się świadomość, że stąpa się po terenie Concordii, terenie kopalnianym to pierwsze co przychodzi na myśl to: Zasypany szyb!
TE kamienie pewnie ktoś to poustawiał bo przeszkadzały rolnikowi, ale nie zawsze tak jest.
Dużo ciekawszymi obiektami są belki, bo co robią belki na dawnym polu kopalnianym?
Najczęściej są dawnymi rusztowaniami szybów.

Szukając interesujących obiektów w lesie człowieka trafia cholera, bo dla pewnych osób LAS=WYSYPISKO. Nawet jadąc tutaj widziałem jak z lasu wyjeżdża biały samochód.




Oczywiście tych śmieci jest znacznie więcej, ale po co komu zdjęcia śmieci?
Krzysiek mówi poważnym głosem: 600metrów prosto, no to idę.

Taka mała uwaga: Od podstawówki wpaja nam się pewne zasady, których należy przestrzegać w lesie, są to min. Nie śmieć i zachowuj się cicho by nie płoszyć zwierząt. Tego ostatniego nie polecam, a wręcz zalecam robienie hałasu. Bo już kilka razy przydarzyła mi się sytuacja, że ja zapatrzony w GPS, a zwierzyna w smaczną trawę o mało co na siebie nie wpadliśmy. Ja prawie dostałem zawału, a wystraszona sarna raz pobiegła przed siebie, a raz zaledwie metr ode mnie. Jeżeli będzie to sarna to problem nie wielki, ale jeżeli będzie to sarna z młodymi to nie będzie tak kolorowo. Druga sprawa to żmije, jeżeli słyszą, że coś idzie to uciekają. Tak w ogóle to polecam zastosowanie zasady, której przestrzegają Polscy saperzy: Nie podnoś z ziemi niczego, czego sam nie upuściłeś. Chodzi mi to o przypadki, kiedy człowiek został pokąsany przez żmiję, przy podnoszeniu grzyba/ przenoszenia kamienia itd.

Idąc drogą szukałem grzybów (tych jadalnych oczywiście) niestety trafił się tylko jeden maślak

 

Bo tych niejadalnych nie trzeba było szukać, były wszędzie


Gdybym nie zszedł ze ścieżki, doszedł bym do „czerwonej studni” tak przynajmniej ja ten obiekt nazywam

Czerwona studnia to tak naprawdę przepompownia wody, znajduje się na samym szczycie góry, więc przepompowuje wodę z Witkowa do Borówna, albo na odwrót, tak przynajmniej mi się wydaje.
Ciekawe kto tu mieszka/ł

Problem niektórych zdjęć polega na tym, że nie oddają tego co widzą oczy, bo poniższe zdjęcie przedstawia zagłębienie w ziemi, głębokość to ok 40-60cm.

Dotychczas myślałem, że wszystkie tego typu dziury są  wynikiem działania dzików, czy innych zwierząt ryjących w ziemi, jednak po przejrzeniu wielu stron poświęconym górnictwie, stwierdzam, że takie zapadlisko może być spowodowane tym, że biegnie tędy podziemne wyrobisko.

Mapa na podstawie, której uzyskałem koordynaty GPS jest poniemiecka, więc tak na prawdę nie wiedziałem, czy w ogóle coś tu znajdę, tym bardziej, że Krzysiek to bardzo niezdecydowany chłop.
Od samochodu miejsce szybu miało znajdować się w odległości 1,4km, ja zrobiłem ponad 3km.
Strzałka wskazująca kierunek marszu wirowała niczym busola Jacka Sparrowa.

Zmęczony usiadłem na skraju drogi, oparłem się rękoma i ałłł!
Podnoszę ostro zakończony kamyk, który zostawia ślady niczym węgiel. Concordia była terenem poszukiwania węgla, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.  Po przejściu 30m wchodzę kilka metrów w las i moim oczom ukazuje się ścieżka, trochę jakby brązowa, na początku myślałem, że to uschnięte patyki

 

Ziemia i szyszki były ubabrane tym rdzawym czymś

Po odrzuceniu szyszki na moich palcach został brązowy nalot, może to glina?

Poniżej cieku deska, a nic tak nie cieszy jak deska w środku lasu 🙂 tam gdzie deska, tam dzieło rąk ludzkich.


Idąc tym tropem natrafiam na ciek wodny
 A powyżej, to czego szukałem, szyb kopalniany CONCORDIA!


No może trochę przesadziłem… zalany i zniszczony szyb kopalni Concordia.

Węgiel wydobywano na 3 poziomach
407, 452 i 533m

Jaka jest głębokość szybu?
Wg papierów 125m, a obecnie? Nie wiem, może 1m, może 125m. W każdym razie woda znalazła sobie ujście z szybu.
Szyb prowadził do pokładów 407m i 452m, a do 533metra prowadziła sztolnia, której nie udało mi się zlokalizować.
W tym miejscu nogi znowu jak z waty, nienawidzę miejsc zalanych wodą! a tym bardziej STARYCH i GŁĘBOKICH dziur w ziemi zalanych wodą.
Ostrożnie przechodzą za szyb rozglądnąć się czy nie ma tu więcej takich obiektów, bo kopalnia to zespół naziemnych i podziemnych budowli.
Wszędzie dookoła grube drzewa, niektóre z trudem bym objął rękoma, ale tu nie można powiedzieć, że się stoi na twardym gruncie, co zrozumiałem, gdy okrążyłem szyb i zobaczyłem na czym stałem.

Zdjęcie poniżej przedstawia wejście do sztolni do poziomu 500m

A więc, pod nogami miałem sieć tuneli.

Gdy trafimy tutaj pierwszy raz, bez wiedzy na temat obiektów trudno sobie wyobrazić, że kiedyś było tutaj pełno ludzi, a dookoła budynki należące do kopalni.

Ale przyroda sobie z tym doskonale poradziła i tylko w niektórych miejscach spod „zielonego dywanu” widać ślady ludzkich budowli.

A więc, pod nogami miałem sieć tuneli.

Gdy trafimy tutaj pierwszy raz, bez wiedzy na temat obiektów trudno sobie wyobrazić, że kiedyś było tutaj pełno ludzi, a dookoła budynki należące do kopalni.

Ale przyroda sobie z tym doskonale poradziła i tylko w niektórych miejscach spod „zielonego dywanu” widać ślady ludzkich budowli.

After

Do szybu Concordia Krzysiek prowadził mnie jakieś 30min, a z powrotem coś mu się odwidziało i pokonanie trasy zajęło jakieś 10min.Ten Krzysiek to nie dobry chłopak jest.

Wyprawa do Kolorowych Jeziorek

Data: 13 Sierpnia 2012
Godzina: 14;40
Temperatura: 18C
Koordynaty: 50 50 12.63 15 58 35.49

Na wstępie zaznaczę, że jest to pierwsza część wyprawy.

Ostatni raz byłem tu hm… jakieś 10lat temu, a jedyne co pamiętam to to, że cholernie chciało mi się pić i w zasadzie nic więcej. Postanowiłem tu wrócić, gdy się okazało, że owe kolorowe jeziorka są efektem prac górniczych, kopano tutaj piryt do produkcji kwasu siarkowego i to przede wszystkim on nadaje koloru tutejszym jeziorkom.

Więcej szczegółowych info znajdziecie choćby w wikipedii, ja nie lubię kopiować czyiś tekstów (pomimo, że one też są skopiowane od kogoś) więc mój blog będzie jak Playboy, mało do czytania, więcej do oglądania 😉

Od parkingu mamy jakieś 100m do pierwszego „jeziorka”, czyli żółtego, które obecnie jest zielone (glony i te sprawy)



Woda to tak na prawdę bardzo słaby roztwór kwasu siarkowego, pH=3, mimo to, tak jak widać na zdjęciach, niektórym roślinkom to nie przeszkadza

Do kolejnego jeziorka przechodzi się wydrążonym tunelem


A  w tunelu ciekawe nacieki.
Formacje skalne:

A trochę dalej czerwone/ purpurowe jeziorko.

Zasilająca je woda.



Tzw. kamulec.

 

 

Co jakiś czas można natknąć się na stare wejścia do kopalni.

 

Jeziorko purpurowe jest rozciągnięte na dosyć dużym obszarze

Kolejne wejście
A przy wejściu kawałki dawnych wzmocnień:

I następne wejście, gdy podchodziłem zauważyłem spadającą ze stropu kroplę, która po dotknięciu ziemi wyparowała, pierwsza myśl: Kwas. Przecież w końcu, te skały składają się z pirytu, głównego składnika kwasu, ale po dotknięciu innej kropli dłonią nic nie poczułem.

Zbliżenie wejścia, widoczne belki to również wzmocnienia konstrukcji.

Następna sztolnia, a wewnątrz dziwne „coś”

Wygląda na metalową barierkę, być może ustawiona by nikt się dalej nie zapuszczał.


Bo tak w ogóle to mimo, że miejsce odwiedza multum ludzi z dziećmi to nie ma zakazu wchodzenia do wyrobisk. A teren należy do osoby prywatnej i gdyby coś nie miłego się wydarzyło, to odpowiedzialność spoczywa na właścicielu.

 

Kolorowe skały.

Polska i zasady BHP.
Gdybym się potknął o wystające korzenie, których na głównej ścieżce jest w cholerę, to zanim spadł bym na sam dół czerwonego jeziorka zdążył bym jeszcze odmówić modlitwę, mówiąc prościej, szlak przebiega obok urwiska, a zabezpieczone jest ono tak:

Czyli to co nas „chroni” to przeżarte przez korniki żerdzie związane sznurkiem.

Jak ktoś lubi dłubać w skałach to obszar kolorowych jeziorek jest w sam raz. Można znaleźć piryt, fluoryt i coś tam jeszcze.

Gdy skręcimy, trochę w lewo zauważymy ruiny dawnych zakładów przeróbki pirytu, mimo, że to zadanie należało głównie do huty w Miedziance i Ciechanowicach.

 

Trasę pokonałem w sposób nietypowy, gdyż przebijałem się przez gęstwinę leśną, a nie szlaki.
Zacząłem od jeziorka Żółtego, następnie na przełaj do końca Czerwonego i z powrotem szlakiem do samochodu. Gdybym nie zawrócił, dotarł bym do chyba najładniejszego jeziorka, zwanego błękitnym lub lazurowych (zabarwiają go związki miedzi). Niestety jak to w Polsce bywa, nic nie jest oznaczone, co chwilę jakiś przechodzień pytał się mnie jak dojść do… i chyba większość osób wraz ze mną zakończyła przygodę na tych dwóch jeziorkach. Wiec jeszcze tu wrócę, chociaż z drugiej strony po co? W powietrzu unosi się nie miły metaliczno siarkowy zapach, oglądać za bardzo nie ma co, a żeby wejść do sztolni trzeba mieć wodery, co prawda w każdej sztolni jest woda no ale jakoś nie widzi mi się ubabranie w tej zanieczyszczonej.

Podsumowując:

Kolorowe Jeziorka= śmierdzące siarką bajora. Jak ktoś jest przejazdem to polecam, ale żeby specjalnie się tu fatygować to już nie. 25min spacerku i nie ma co oglądać. Jak przyjechałem kręciło się ok 10osób, po 15-25min już nikogo nie było. A pan na parkingu zapewniał: Panie tutaj czasami 500 samochodów stoi!
AKTUALIZACJA
 27 Maja 2013

Nie czuć już odoru siarki, no i nie zostałem skasowany za bilet (5zł), bo nie było parkingowego 🙂 Widać, że ktoś się wziął za teren i oznakowanie wyrobisk, bo jak już wspominałem Kolorowe Jeziorka to twór  wytworzony ludzką ręką. Ostatnim razem nie udało mi się dotrzeć do Niebieskiego jeziorka, które wg wielu jest tym najładniejszym. Niebieskie jeziorko wreszcie dostało strzałeczkę i wiedziałem w którą stronę podążać. Po kilku minutach marszu pod górkę, dochodzimy na miejsce:

 

 

 

 

Pomijając fakt, że od czasu do zmienia się nasycenie barw, należy mieć na uwagę, że zdjęcia nie oddają dokładnej barwy i uroku tego miejsca. Woda lazurowa, nasycona związkami miedzi, a dookoła las i spokój. Nieopodal jeziorka można zauważyć wbite w ziemię kamienie graniczne (kopalń)
Hoffnung (Nadzieja)
I Neues Gluck (Nowe Szczęście)

Wyprawa do Czarnego Boru

Data: 8 Sierpnia 2012
Godzina: 14;05
Temperatura: 20C
Koordynaty: N: 50° 46′ 27″  E: 16° 7′ 58″


W sumie to miałem odwiedzić Grzmiącą, ale jak to u mnie bywa, plany się często zmieniają, po części wpływ na to miała pogoda.

A co ciekawego można znaleźć w Czarnym Borze? Znaleźć nic, no prawie nic poza pałacem i spichlerzem i od tego zacznę:

Pochodzący z poł. XVIII w. spichlerz pałacowy

Oczywiście budynek od lat jest nieużywany i niszczeje mimo, że to zabytek:

Miejsce uwielbiane przez miejscową młodzież, na ziemi pełno ziaren słonecznika i papierosów.

Gdy już miniemy spichlerz warto wejść w las po lewej stronie.
Znajdują się tam bowiem grobowce właścicieli Czarnego Boru.

W 1450 teren wraz z zamkiem, a potem także pałacem stał się własnością rodziny von Czettritz und Neuhaus. Pałacyk jednak spłonął w 1509 r. zniszczony został też zamek Lubów (Liebenau) w Czarnym Borze.

Ówczesny właściciel wsi, Georg von Czettritz zbudował na prawym brzegu rzeczki Lesku nową siedzibę – renesansowy dwór. W 1784 r. nadano mu styl barokowy.

W 1833 r. właścicielem stał się Otto Friedricha Conrada barona von Zedlitz und Neukirch. Kiedy baron zmarł w 1840 r., cały majątek odkupił jego zięć August Bernhard von Portatius. Kiedy i on zmarł, niepodzielną panią dóbr została wdowa po nim Fridoline Ottilie Emilie Henriette von Portatius, z domu baronówna von Zedlitz.
Od grudnia 1851 r. Czarny Bór należał do starszego ziemskiego, późniejszego starosty powiatu kamiennogórskiego Hansa von Portatius. Tenże, 28 czerwca 1893 r., utworzył fideikomis z siedzibą w Czarnym Borze.
Ostatnim właścicielem majątku z rodziny von Portatius był rotmistrz Hans Bernhard, który zmarł 31 maja 1942 r. w Berlinie, ale został pochowany w Czarnym Borze.

W kilkanaście lat po II wojnie światowej w pałacu umieszczono, funkcjonujący do dzisiejszego dnia, Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej Szpital Lecznictwa Odwykowego dla Osób Uzależnionych od Alkoholu.

 Hans von Portatius

Ostatnim właścicielem majątku z rodziny von Portatius był rotmistrz Hans Bernhard, który zmarł 31 maja 1942 r. w Berlinie, ale został pochowany w Czarnym Borze.
Na dole jego grób:

Mnie jednak te naziemne budowle niezbyt interesowały, tylko to co jest pod ziemią, czyli? Kopalnia węgla Paulina (swoją drogą ładne imię)
To  von Czettritz uru­chomił tu pierwszą kopalnię węgla kamiennego.

W 1855 r. powstała kopalnia „Pauline”, ale działała tylko do 1857 r. Dała wówczas ok. 1.200 t. Następnie we­szła w skład spółki wałbrzyskiej. Rozwijała się na­tomiast kopalnia „Gottheif”, do której po 1860 r. przyłączono szereg okolicznych pól wydobywczych. Była to jedna z największych kopalń w zagłębiu dolnośląskim. Dawała blisko 10 tys. t węgla rocz­nie. W 1869 r. wybuchł w niej strajk, podczas któ­rego górnicy założyli oddział związku zawodowego górni­ków. W 1874 r. kopalnia ta weszła do spółki „Liebauer Kohlverein”, która scaliła wszystkie ko­palnie i pola wydobywcze pomiędzy Czarnym Borem a Lu­bawką, tworząc obszar górniczy o powierzchni blisko 40 km2. Część pól wydobywczych z terenu Czarnego Boru przeszła jednak do kopalni „Victoria” w Wałbrzychu. W tym czasie majątek ziemski w Czarnym Borze należał do puł­kownikowej F. von Portatius (z domu Zedlitz-Neukirch) i obejmował 1.491 morgów, natomiast w 1920 r. obejmował 1.342 ha. Rozwój górnictwa spo­wodował znaczną rozbudowę wsi i przekształcenie jej w osiedle rolniczo-przemysłowe.

Plany kopalni Paulina z zaznaczonymi chodnikami:
Miejsca zaznaczał kolega Aust (http://podziemia.eu/)

Mieszkańców Czarnego Boru powinny zainteresować punkty 1 i 8.
Punkt 1 to wylot sztolni odwadniającej, znajduje się on w krzakach wśród osiedla domków na ulicy Parkowej i jest prawdopodobnie zabezpieczony. Czemu o tym piszę? bo dzieciaki lubią buszować po zaroślach.

Postanowiłem sam pobuszować w tych zaroślach, ale niestety walkę przegrałem, musiał bym mieć połowę sprzętu Husqvarny, żeby zapanować nad tą zielenią 😉

Ale, być może to:


Jest tym kanałem odwadniającym?
 Ktoś powie, przecież to zwykłe szambo!
Może tak, a może nie. Jeżeli wylot miał przeznaczenie odwadniające, to być może ktoś to przekształcił w studnię? Nie spotkałem nikogo, kto mógł by mi powiedzieć od jak dawno to „szambo” tu stoi.


No i punkt 8, to szyb „Ludwig” o głębokości 44m, w chwili obecnej, ktoś na tym terenie buduje dom, ciekawe czy jest świadom co jest pod jego stopami?

 Mi udało się zlokalizować szybik nr.4 jest to szyb „Strassen” 26m głębokości     

 Wnętrze szybu.

Jak widać szyb zawalony/ zakopany.


Wpuściłem do środka kamerę z oświetleniem, jednak nagranie nie pokazało mi więcej niż wsadzenie ręki z aparatem do szybu i zrobienie zdjęcia, mówiąc prościej, szyb kompletnie zawalony.


Magazyn sprzętu do kopania, dla kopalni Paulina.


Pod grobowcem też znajduje się dziwna wnęka.

Ogólnie rzecz biorąc byłem tutaj jakieś 3 lata temu, dzisiaj trudno było mi odnaleźć wlot/ wylot sztolni numer 4, tym bardziej, że bujna roślinność dobrze maskowała komin.

Druga sprawa to fakt, że inaczej się spaceruje po lesie ze świadomością, że pode mną znajdują się sztolnie o głębokości kilkunastu metrów, a zdecydowane stąpanie po ziemi odpadało ze względu, że ziemia pokryta jest bluszczem i nie widać co jest pod nim

Porobiłem fotki i ruszyłem dalej, wtedy zobaczyłem, że powierzchnia dziur w ziemi jest taka sama jak ta bez nich. Część z nich to zapadliska po tunelach, ale zdecydowana większość to wyrobiska spowodowane dziełem rąk ludzkich, czyli osób szukających węgla. Ludzie kopią, nic nie znajdują i po części dziurę zasypują, czasami śmieciami.

 

„Narzędzia” pracy poszukiwaczy węgla.

 

 

W zasadzie, gdzie byśmy nie postawili kroku, tam wykop. Niektóre znajdowały się wręcz na ścieżkach.

Ludzie muszą być zdeterminowani, żeby poświęcać czas na kopalnie tych „dołków”, których doliczyłem się ok.14, a przecież szedłem wydeptanymi ścieżkami, więc to zaledwie jakiś procent całości wyrobisk.

No, ale pewnie lepiej kopać dziury w ziemi w poszukiwaniu węgla z piwem w ręce, niż znaleźć pracę.

 Idąc jakieś 400m dalej leśną drogą w górę można znaleźć jaskinię: 
Wejście.

Na ziemi pełno okruchów skał, przed wejściem zdjąłem plecak ze statywem bo haczył o strop, a nie chciałem dostać kamieniem w łeb.

Wspomniane „okruchy”

Ściany nie są zbudowane z jednolitej skały tylko pojedynczych kawałków, to źle, bo w każdej chwili któryś może odpaść

Podejrzewałem, że jaskinia tak naprawdę będzie mini sztolnią, jednak się myliłem, po przejściu 15m, jaskinia się kończy, nie ma zawału, po prostu się kończy

No i wyjście.

Jak zwykle rodzi się podstawowe pytanie… po co to komu?

1. W założeniu miała to być kopalnia jednak zrezygnowano, lub zabrakło czasu na wybudowanie kopalni.
2. Niezmordowani biedaszybnicy chcieli dokopać się do większych złóż
3. Naturalny twór skalny.


Zdjęcia z poszukiwań wejścia do „Pauliny”
Miejsce na terenie którego powinno znajdować się wejście do kopalni Paulina jest bardzo zdegradowana i zarośnięta. Poruszając się trzeba bardzo uważać na liczne rozpadliny.

 

Są też zasypane szyby/ kominy wentylacyjne.


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I prawdopodobnie zatkany korkiem szyb, albo po prostu pozostałość po jakieś budowli, która tutaj stała, jednak biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie w tym miejscu powinno znajdować się wejście, kłaniam się ku pierwszej opcji.

Naprzeciwko tej murowanej posadzki można zauważyć strumyczek wypływający z bajorka na środku, czegoś w rodzaju łąki. Skąd to bajorko? Wielce prawdopodobne, że to woda z kopalni podchodzi ku powierzchni.

To bajorko zostawię sobie na inny dzień.

Wyprawa do Rybnicy Leśnej- rekonesans

Data: 6 Sierpnia 2012r
Godzina:18:37
Temperatura: ok.25C
Koordynaty: 50° 41′ 45.19″, +16° 16′ 59.01

No cóż, wyprawa nie do końca zaplanowana… w sensie? Dzisiaj miałem mieć wolne.
Wstałem z łóżka, łyk pepsi i w drogę.
Celem wyprawy była Grzmiąca, a konkretnie hałda w Grzmiącej, no ale GPS poprowadził mnie przez miejscowość Rybnica Leśna, wiedziałem, że i tam jest ciekawy „obiekt”, pytanie gdzie?
GPS wskazywał tylko ulice, trzeba było wysiąść i ruszyć tyłek, tylko znowu pytanie, gdzie?
Zatrzymałem się przed tym domem:

Dalej na czuja, czyli przed siebie.

Trochę się martwiłem, że nie odnajdę tej „wielkiej widocznej z daleka” hałdy.
Teren ogrodzony, ale co tam, wbijam się. Minąłem ogrodzenie z pastucha, idę polną drogą, a tam WIELKA hałda i zaczynam się zastanawiać: Jakim cudem można tego nie zobaczyć?

W oddali widać konie, to ich teren, no ale co mi zrobią 2 konie?

Po prawej kamieniołom, również spory biorąc pod uwagę rozmiary koparki

Chciałem mu się przyjrzeć z bliska, jednak strażnik nie pozwolił wjechać dalej.

Ale to nie kamieniołom nas interesuje, tylko hałda:

Promieniowanie 0,82uSv/h, nie dużo biorąc pod uwagę hałdę w Grzmiącej ponad 2uSv/h, ale norma to to nie jest (ok 0,30uSv/h)

Skażona skała płonna, gdyby była to blenda uranowa, licznik za pewne by mi się przekręcił:

Promieniowanie tła 3m od hałdy w normie.

Jeden z kamyczków w ręce na terenie „czystym” ( tj, promieniowanie tła ok. 0,15uSv/h)

Jak widać, a pewnie nie, frakcja jest dosyć zróżnicowana, od pyłu po ważące ok 1kg kamienie.

Hałdę zbadałem tylko od przodu, dlaczego?
Bo okazało się, że koni jest więcej…

A nawet znacznie więcej…

W sumie doliczyłem się ich 13. Niezbyt mądre jest plątanie się obok nich, gdy te pilnują młodych, więc jeszcze tu wrócę, tym bardziej, że za hałdą jest szybik prowadzący do sztolni, kiedyś korzystały z niego Wałbrzyskie wodociągi, po co? bo w sztolni gromadzi się duużo wody.

Nawet jak by nie było koni, do szybu bym nie wszedł, zawsze ktoś musi być u góry i czuwać nad wszystkim, tym bardziej, że wystarczy, że stara zeżarta przez rdze drabinka odpadnie i jestem w dup*e. Tzn. nie mogę wyjść 😉

A tutaj hałda z odległości ok 300-400m

No i widok z niej:

Pokręciłem się jeszcze jakieś 20min, zebrałem sprzęt i w drogę, do samochodu. Oczywiście powolnym krokiem, bo właściciel terenu raczej nie był by zadowolony, że obcy humanoid łazi mu po polu 🙂